Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/113

Ta strona została przepisana.

Pozostawszy sam lubo wiedziałem, że Tillier jest w namiocie, a Aluna o sto kroków nademną, doznałem uczucia odosobnienia. Dopóki człowiek wspiera się na człowieku, dopóki czuje, że może ponieść i doznać pomocy, że ma parę oczu, ażeby widzie z przodu, a drugą parę, ażeby widzieć z tyłu, i cztery ręce do obrony, natura nie wydaje mu się tak przeważną, okropną, nieprzyjazną, jak pozostawionym będąc własnej wiedzy do przewidzenia niebezpieczeństwa, swym własnym zmysłom, ażeby je mógł dostrzedz, swej własnej sile, ażeby je mógł przezwyciężyć. Wtedy zaufanie w samym sobie znika, uwielbienie własnych przymiotów zmniejsza się, nakoniec zazdrości instynktowi albo przemyślności zwierząt, zapragnie słuchu zająca, wzroku ostrowidza, lekkiej stopy kota tygrysowego, ażeby nie być dosłyszanym.
Poczem stopniowo, gdy człowiek jest zwierzęciem, usposobionem do wszelkiego wykształcenia, nabywa tych przymiotów w najwyższym stopniu, i dla niego również noc nie ma swych tajemnic; zachowując część swych niebezpieczeństw, stanowi dla niego strażnicę przeciw nim, nauczając go środków obrony.
Po dwu tygodniowym pobycie na łąkach, pod przewodnictwem Aluny, a mianowicie zostając pod wpływem obawy lub nadziei właściwych myśliwemu, doszedłem do tego, żem rozpoznawał szelest węża czołgającego się w trawie, wiewiórki skaczącej z gałęzi na gałęź, kozy trącającej kopytem o kamień, będący przed strumykiem w którym się chcę napić.