bnego do cząstkowego obumarcia, ogarnęło całą część niższą ciała jego.
Wtedy przypomniał sobie co mu się przytrafiło. Z najżywszą niespokojnością przysunął do siebie ranioną nogę, zdjąwszy spodnie szukał rany pod kataplazmem zżutego korzenia, który przymocował chustką. Rana była czerwoną i noga zaledwie nabrzmiała.
Wtedy powtórzył operacyę poprzednią, znów zaczął żuć korzeń zbawienny, lecz tym razem pomimo woni alkalicznej, pomimo smaku terpentyny, przemógł na sobie, że sok połknął. Poczem przyłożył świeży kataplazm w miejsce dawnego. Następnie nie mając dość siły, ażeby się dostać do cienia, zsunął się pod swą skórę borsuczą, zamiast na niej leżyć.
Tak pozostawszy zaczął się pocić i w tym stanie przetrwał do godziny 3-ej po południu. O trzeciej poczuł, że może dójść do strumyka dla obmycia nogi, i wypił kilka łyków świeżej wody. Lubo głowa była ciągle ociężałą, lubo puls okazywał uderzenia gorączkowe, Aluna czuł się daleko lepiej. Zawoławszy na swego konia, który przybiegł na to wezwanie, osiodłał go, zwinął skórę borsuczą, zabiał z sobą zapas ziela wężowego i wdrapawszy się z wielkiem wysileniem na siodło, wypuścił swego wierzchowca w kierunku wioski naważojskiej, odległej o 5 lub 6 lieu.
Mieszkańcy tej wioski bardzo go lubili, był zatem dobrze przyjęty. Stary Indyanin podjął się go wyleczyć, a ponieważ już powracał do zdrowia, to wyleczenie wkrótce nastąpiło. Odtąd Aluna uważał ukąszenie grzechotnika jako zwykły przypadek. Nosił jednak zawsze przy sobie w woreczku skórzanym zapas ziół i korzeni ochronnych.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/127
Ta strona została przepisana.