jąc się do framugi, służącej mu za alkowę. Aluna przysposobił się do walki.
Ponieważ ta walka miała być osobistą, wziął przeto nóż w lewą rękę, a siekierę trzymał w prawej. Wkrótce poczuł raczej jak widział, że przeciwnik jego był o parę kroków od niego. Wyciągnąwszy rękę namacał skórę szorstką i zarosłą. Nie można było wątpić, że złodziejem był niedźwiedź.
Aluna cofnął się szybko; lecz za nim była ściana, potrzeba zatem było chcąc nie chcąc stoczyć walkę. Aluna, nie lubił ustępować, a przytem, jak sam mówił, było to w czasie w którym był szalonym i w którym każde niebezpieczeństwo było dla niego obojętnem, pragnąc jak najrychlej zakończyć życie. Podniosłszy siekierę, opuścił ją z całym zamachem z góry do dołu na chybił trafił, zdając się na przypadek lub na Opatrzność. Siekiera natrafiła na jedną łapę niedźwiedzia i zadała jej szeroką ranę.
Otrzymawszy cios, niedźwiedź przerwał milczenie, ryknął przeraźliwie i drugą łapą pochwyciwszy Alunę za żebro, przyciągnął go do siebie. Aluna zdążył tylko podkładając rękę pod łapę niedźwiedzia, przycisnąć rękojeść swego noża o ładownicę meksykańską. Ztąd wynikło że im silniej niedźwiedź przyciskał Alunę do siebie, tym głębiej nóż zapuszczał się w piersi jego. W tymże czasie, Aluna prawą ręką uderzał w nozdrze niedźwiedzia rękojeścią okutą swej siekiery.
Ale niedźwiedź ma twardą skórę; przez długi czas nie wiedział o tem że się sam zabija przyciskając Alunę do
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/130
Ta strona została przepisana.