siebie. — Aluna nawet czuł, że te uściski są cokolwiek przykre, gdy szczęściem nóż przeniknął we wnętrzności. Niedźwiedź ryknął boleśnie i odrzucił Alunę na stronę.
Wyrzucony z gwałtownością o jakiej nie miał wyobrażenia, Aluna byłby się rozbił na miazgę o ścianę gdyby przypadek nie był go popchnął w drzwi otwarte za któremi padł o dziesięć kroków. Padając Aluna upuścił siekierę, a ponieważ zostawił nóż w ciele niedźwiedzia, przeto był zupełnie rozbrojony.
Szczęściem wyciągnąwszy rękę natrafił na kół dębowy śpiczasty jak dziryt, przysposobiony wraz z innemi na ogrodzenie około domu. W ręku człowieka tak silnego jakim był Aluna, była to broń prawie tak groźna jak maczuga Herkulesa. Wkrótce też musiał jej użyć, albowiem zwierz rozjuszony zadanemi ranami, ścigał go mrucząc zewnątrz chaty. Aluna nie dbał o życie, lecz nie chciał umierać śmiercią jaką mu zagrażał zwierz drapieżny. Zebrawszy więc wszystkie siły i gdy chodziło o śmiertelną walkę, okładał niedźwiedzia razami mogącemi potrzaskać kości odyńca.
Lecz niedźwiedź odpierał część razów mu zadawanych z zręcznością najbieglejszego szermierza, usiłując pochwycić pal z rąk Ałuny, co byłoby mu się prędzej udało gdyby nie miał jednej łapy zranionej, i co nakoniec mu się udało. — Pochwyciwszy go, Aluna nie opierał się więcej i puścił, co właśnie uczynił wtedy gdy niedźwiedź miał go wydrzeć gwałtownie; niedźwiedź spodziewając się oporu, upadł na wznak. Aluna korzystając z tej okoliczności
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/131
Ta strona została przepisana.