Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/147

Ta strona została przepisana.

Postanowiliśmy zatem zapuścić się w stronę północno-wschodnią i handlować zwierzyną w Sacramento-City. Będąc tam, mieliśmy powziąść wiadomość, czy placery Sacramento są obfitsze jak San Joaquino i czy rzeki Yong, Yaba albo Plume przedstawiły większe korzyści jak obóz pod Sonorą, Passo del Pinto albo pod Murfys.
Przekonaliśmy się zatem, że okolica była pozbawioną zwierzyny, opuściliśmy te strony i zbliżyliśmy się do tak zwanych wideł Ameryki. Przebyliśmy zatem łańcuch gór Kalifornijskich, dążąc z zachodu na wschód; i po półtora dniowem polowaniu obładowawszy naszego konia zwierzyną, stanęliśmy nad brzegami Sacramento.
Przez dwie lub trzy godziny szliśmy wydłuż brzegu rzeki; przewieźliśmy się na statku rybackim wraz ze zwierzyną za cztery piastry. Koń nasz, lubo rzeka wtem miejscu miała szerokości ćwierć mili, wpław ją przebył. Pytaliśmy rybaków o nowiny z kopalni. Nie mogli nam udzielić dostatecznych wiadomości, lecz słyszeli tylko że Amerykanie niweczyli wszystko przez swoją grabież.
To nas bynajmniej nie dziwiło, t. j. Tilliego i mnie; albowiem byliśmy świadkami ich postępków w San-Joaquin. Co się tyczy Ałuny, wzruszył tylko ramionami i ustami, co miało znaczyć: — Ach, widziałem ja wiele innych rzeczy.
Aluna niecierpiał Amerykanów i przypuszczał, że są zdolni do wszelkich zbrodni. Miał zawsze na pogotwiu- mnóstwo przykładów morderstw, zadawanych nożami lub pistoletami, uniewinnionych bezczelnie, lub z powodu głupoty przysięgłych.