I udałem się szukać: wieczerzy, pokoju i łóżka.
Naprzeciw mnie, z wielkiego budynku widać było rzęsiste światło i słyszeć się dawały dźwięki instrumeniów. Zbliżywszy się, wyczytałem napis złotemi głoskami: Hotel czterech bander.
Byłoby bardzo źle, żeby pod temi czterema banderamie nie znalazł się pokój dla mnie.
Wszedłem; dół był rzęsisto oświetlony, lecz reszta pogrążona była w zupełnej ciemności.
Chciałem z kim pomówić, lecz nadaremnie.
Byli tam tylko tancerze i muzykanci.
Zapuściłem się aż w korytarz, prowadzący do sali tańca, gdzie spotkałem coś podobnego do lokaja.
— Mój przyjacielu, zapytałem go, czy można dostać wieczerzy, pokoju i łóżka?
— Gdzie? zapytał służący.
— Tutaj.
— Tutaj?
— Bezwątpienia. Czyliż nie jestem w hotelu czterech bander?
— Tak jest panie.
— A więc nie macie pokoi?
— Oh będzie ich dość, przeszło 150 nawet.
— Kiedy?
— Jak hotel zostanie skończony?
— A kiedyż będzie skończony.
— Oh co do tego, to nie umiem powiedzie. Lecz jeśli pan zechce tańczyć!....
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/15
Ta strona została przepisana.