Z trzech morderców, jeden został schwytany i skazany na powieszenie. Była to już druga czy trzecia ekzekucya, która miała być wykonaną, a mimo to wszyscy byli jeszcze ciekawi tego widoku. Na nieszczęście miejsce, w którem zamierzano wznieść szubienicę, mająca pozostać na zawsze dla postrachu zabójców, nie mogło być oddane pod rusztowanie; kopano tam bowiem studnię artezyjską. A studnia ta była daleko potrzebniejszą jak szubienica. Miała bowiem dostarczać wody wszystkim studniom miasta; a jak wiadomo w mieście San Francisco daje się czuć szczególnie brak wody.
Ponieważ nie było szubienicy na lądzie, trzeba się więc było ograniczyć na szubienicy morskiej. Fregata amerykańska ofiarowała na ten cel jeden ze swych masztów, którą to ofiarę przyjęło z wdzięcznością sądownictwo w San-Francisco, tym razem bardzo gorliwe, ponieważ wymiar sprawiedliwości dotyczył przypadkowo Meksykanina, nie zaś obywatela Stanów Zjednoczonych.
Ekzekucya miała się odbyć o 11 z rana, ażeby wszyscy mogli być jej świadkami. Od godziny 8 ulica spokoju przy której jest więzienie, była już natłoczoną.
O wpół do 11 ukazali się policmeni, których można było rozeznać po białych laskach zawieszonych w dziurkach od guzików. Weszli do więzienia którego podwoje za nimi się zamknęły.
Nakoniec ukazał się winowajca. Miał ręce wolne i obnażoną głowę, był w spodniach rosochatych, w małej kamizelce meksykańskiej i z zarzuconym ponszo na ramieniu. Zaprowadzono go do wielkiego Warffu; tam
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/167
Ta strona została przepisana.