Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/169

Ta strona została przepisana.

lecz się z niego nie ulotni. Postawiłem więc mój kufer przy komtuarze i co wieczór składałem w niego dochód dzienny. Ten dochód wart był przechowania, oprócz bowiem wszelkich wydatków miałem, średnio 100 franków zysku a czasem i 150.
Dzięki temu zyskowi, nabyłem bardzo tanio pięć lub sześć okseftów wina, kilka baryłek likieru i wódek z okrętu Mazagran, i pozostało mi w monecie złotej i wproszku złotym blisko cztery lab pięć tysięcy franków w moim kufrze; gdy w tem d. 15 września z rana, przebudzony zostałem przez moich dwóch chłopców stukających do drzwi moich, wołając: Gore!
Nadmieniłem już, że to jest okropne hasło w San-Francisco zbudowanym z drzewa, ten okrzyk gore! mianowicie zaś dzisiaj, gdy oba miasta wyłożone brukiem drewnianym, służącym za przewodnika pożarowi z jednej ulicy do drugiej. Na ten okrzyk gore! pali się! potrzeba najprzód pomyślić o ratunku osobistym. Pomimo tego pewnika niezaprzeczonej rzeczywistości, pobiegłem naprzód do tłomoczka, zamknąłem go na klucz i wyrzuciłem go przez okno; poczem włożyłem spodnie i chciałem uciec przez schody.
Było już zapóźno, pozostawała mi droga jaką obrałem dla tłomoczka, a i to trzeba się było spieszyć. Wyskoczyłem przez okno. Ogień zajął się w sąsiednej piwnicy która stała pusto. Jakim sposobem? Nigdy się o tem niedowiedziałem. Raz dostawszy się do mej piwnicy napełnionej winem i alkoholem, zamienił te płyny w poncz palący, niepodobny do ugaszenia.