Za sześćset franków pozostałych ze złożonych przez nas pieniędzy, towarzystwo zmuszone było wyprawić nas do Kalifornii. Jakim sposobem? To było jemu pozostawione.
I nas to cokolwiek obchodziło, być może, lecz nie uznano stosownem, ażeby się nas radzić.
Słowem, wsadzono nas na bryki, które nas przewiozły z Nantes do Laval, z Laval do Mayenne, a ztąd do Caen.
W Caen wsiedliśmy na statek parowy, którym popłynęliśmy do Hawru.
Wyjazd naznaczony był na 25 lipca.
Dzień 25, 26 i 27 zeszedł na zwłoce, pod różne mi błahemi pozorami, a w końcu 27 lipca powiedziano nam, że odpłyniemy dopiero 30.
Ukorzyliśmy się i czekaliśmy.
Na nieszczęście, 30 lipca doczekaliśmy innego oznajmienia, to jest, że odpłyniemy 20 sierpnia.
Najubożsi z nas mówili o zbuntowaniu; byli bowiem tacy, którzy nie wiedzieli, jakim sposobem wyżyją przez te dwadzieścia jeden dni.
Bogatsi podzielili się z ubogimi i czekano do 20 sierpnia.
Ale w chwili wyjazdu wykryło się coś nowego, to jest, że towarzystwo, będące lub udające większe ubóstwo od naszego, nie mogło nam dostarczyć wielu rzeczy pierwszych potrzeb w podobnej podróży, jaką mieliśmy na celu.
Temi potrzebami były: cukier, herbata, kawa, rum i wódka. Zrobiliśmy stosowną odezwę, zagrażaliśmy procesem, lecz towarzystwo było na to obojętne, i najbiedniejsi ze stowarzyszonych zmuszeni byli sięgać do głębi kieszeni.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/26
Ta strona została przepisana.