Po mszy, zaproponowano ucztę braterską, to jest żeby się każdy złożył po 1 fr. 50 centimów.
Było nas 150 pasażerów, w tej liczbie 15 kobiet. Z tych wszystkich kieszeni zebrano 225 franków. Ten zbytek zadał dotkliwy cios szczątkom naszego kapitału.
Rozumie się, że nasi krewni i przyjaciele przyczynili się do składki. Nie byliśmy dość zamożnymi, ażeby ich darmo zapraszać.
Miraudol i dwaj inni obrani zostali gospodarzami i zobowiązali się za 30 sous składkowych wyprawić nam sutą ucztę.
Ta uczta miała miejsce w Ingouyille.
O czwartej mieliśmy się zebrać w porcie, o piątej zasiąść do stołu.
Każdy stawił się równie jak na mszę; przybywano parami, zajęto miejsca w najlepszym porządku i usiłowano okazać się wesołymi.
Mówię że usiłowano, gdyż rzeczywiście serca były zasmucone, i zdaje mi się, że im bardziej hałasowali, tem bardziej skrycie płakali.
Wnoszono toasty na szczęśliwą podróż naszą; życzono nam najbogatszych placerów San Joaquina, najobfitszych żył Sakramento.
Nie zapomniano też o armatorze naszego statku. Bo też przyznać należy, iż oprócz składki 1 fr. 50 cent. przysłał dwa kosze szampana.
Objad przeciągnął się do nocy. W skutku ciągłego podniecania głów, objawiło się coś podobnego do wesołości.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/28
Ta strona została przepisana.