Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/70

Ta strona została przepisana.

wem było wycinanie drzewa w lesie, położonym na drodze zwanej Missyi. Znaleźliśmy kupca, nabywającego po 90 piastrów sążeń, to jest prawie 470 franków. Drzewo to było dębowe, służące do paliwa. Przewoziliśmy je na taczkach, ściąwszy je i popiłowawszy. Dzisiaj ten las, oprócz kilku kęp pozostałych jak na próbkę, już nie istnieje.
Nadmieniłem, że to towarzystwa trwało tylko dni cztery, po upływie tego czasu zarobiliśmy po 100 franków i żywiliśmy się przez czas niejaki. Po zerwaniu tego stowarzyszenia pierwszego, każdy z nas oddzielnie się osiedlił i szukał sposobu zarobkowania według upodobania. Zawierzyłem doświadczeniu Tilliera. Radził mi zostać tragarzem, równie jak on, a będąc silnym i wytrwałym, udałem się z taczką i tragami do portu.
Przyznać należy, że to było korzystne rzemiosło, albowiem z powodu ciągłego przybywania okrętów, nie brakło zatrudnienia. Tillier i ja nosiliśmy mniejsze ciężary na taczkach, a większe na tragach, i były dnie, w których to rzemiosło, przynoszące w Paryżu 3 lub 4 franki zysku dziennie, w mieście San Francisco przynosiło 18 do 20 piastrów. Słowem, w Kalifornii zastosować się daje najwłaściwiej przysłowie: Nie masz głupiego rzemiosła. Widziałem lekarzy stróżami, a adwokatów-pomywaczami naczyń.
Tutaj poznawaliśmy się, ściskaliśmy się za ręce i śmieliśmy się. Każdy udający się do San Francisco powinien się zaopatrzyć w zapas filozofii, będącej udziałem Lacarilla z Tomes lub Gil-Blasa. Zresztą, zrobiłem się tam