w cieniu dębów, które się zowią pappy californica. Na tych drzewach gnieździły się przepyszne ptaki, sójki niebieskie, sroki centkowate, bażanty i kuropatwy właściwe Kalifornii.
Z czworonożnych zwierząt, któreśmy napotykali, były: wiewiórki żółte i brunatne, zające z ogromnemi uszami i króliki wielkości szczura. Spłoszyliśmy kilka wiewiórek, lecz żadnej z nich nie mogliśmy ubić.
Powyżej rzeki Stanisław, którą się przebywa po moście łyżwowym, i mówiąc nawiasem, że za to przejście płaci się piastra od osoby, puściliśmy się w dalszą drogę, wstępując do gęsiego lasu i pięliśmy się po pierwszych spadzistościach gór. Jeżeliśmy się nie oddalali na prawo lub na lewo dla polowania, szliśmy drogą utorowaną przez muły i wozy, na której w każdej chwili spotykaliśmy pociągi wiozące do placerów żywność i towary, albo wracające próżno do Stocklonu lub San Francisco. Wieczorem rozbijaliśmy namiot, okrywaliśmy się kołdrami i zasypialiśmy.
Przybyliśmy do Sonory 5 dnia po wyjściu z Stocktonu; w Sonora zabawiliśmy 24 godzin tylko, dowiedziawszy się od towarzyszy, którzy z nami przybyli i których napotkaliśmy, że kopalnie nie były obfite, lecz zarazem dowiedzieliśmy się od nich, że w okolicy Passo del Pinto odkryto nowe kopalnie daleko korzystniejsze. Passo del Pinto leży o 3 lub 4 lieu od Sonory w głębokiej dolinie, pomiędzy dwoma górami. A przytem droga była wytknięta od obozu Sonory do Passo del Pinto pośród przepysznego lasu dębowego i sosnowego, obfitującego w zwierzynę bardziej jak inne przez które przechodziliśmy.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/79
Ta strona została przepisana.