Stanąwszy w Passo del Pinto około 5 wieczorem, puściliśmy nasze muły na paszę, rozbiliśmy namioty i ugotowaliśmy wieczerzę. A przytem tak dalece było nam spieszno zabrać się do czynności, że tegoż wieczora jeszcze szukaliśmy miejsca sposobnego do kopania. Wtedy ostrzeżono nas, że pracujący nie mogli dowolnie obierać miejsca, lecz wyznaczone im było przez alkada. Poszliśmy do tego alkada, mieszkał on równie jak wszyscy męczennicy pod namiotem.
Szczęściem był to zacny człowiek, który nas przyjął bardzo dobrze. Nie chcąc próżnować, utrzymywał skład trunków, i dla tego też pragnął zgromadzić około siebie największą liczbę pracujących. Ztego też powodu podzielając naszą niecierpliwość, tegoż wieczora jeszcze poszedł z nami, odmierzył miejsce i wytknął je żerdziami. Do nas należało zapewnić się nazajutrz, czy to miejsce było dobrem lub ziem.
Po wybraniu miejsca poszliśmy napić się po kieliszeczku u alkada, a potem wróciliśmy do swego namiotu. Nazajutrz o siódmej z rana, wzięliśmy się do roboty, kopiąc gorliwie w przestrzeni sześciu stóp kwadratowych.
Na dwie stopy głębokości natrafiliśmy na skałę. To odkrycie wicie nam przyczyniło trudności, nie mieliśmy bowiem potrzebnych narzędzi do rozbicia skały; podkopawszy się zaś pod nią wysadziliśmy prochem. Bylibyśmy wysadzili katedrę, tak dalece nam pilno było. Przez dni pięć wydobywaliśmy kamienie i ziemię. Nakoniec szóstedo dnia, znalezliśmy czerwonawą ziemię zwiastującą obecność złota.
Ta czerwonawa ziemia pokrywa zwykle na stopę lub półtory stopy ziemię złotodajcą. Jest zaś miałką, lekką
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/80
Ta strona została przepisana.