Troszcyliśmy się też głównie o nasze muły. były bowiem przywiązane o 40 kroków od namiotu: wyszliśmy po nich przeto ze strzelbami i przywiązaliśmy ich do kołków namiotu, poczem oczekiwaliśmy dnia. Resztę nocy spędziliśmy dość spokojnie.
Nazajutrz równo ze dniem wyruszyliśmy w drogę. Tym razem wróciliśmy nazad i puściliśmy się w dół rzeki Murfysu. Stanęliśmy o wpół do dwunastej z południa. Zjadłszy objad o pierwszej, próbowaliśmy znów kopać. Natrafiliśmy na wodę lecz w małej ilości, tak że można było głębiej kopać. O pięć lub sześć stóp spostrzegliśmy czerwonawą ziemię. Był to żwir wielce obiecujący. Zebrawszy pewną ilość tej ziemi, odważyliśmy ją i po pięcio-godzinnej pracy, otrzymaliśmy uncyę złota prawie, to jest wartości 80 do 100 franków.
Nakoniec natrafiliśmy na korzystne miejsce i postanowiliśmy pozostać. Powróciliśmy wesoło i spodziewając się nazajutrz obfitszego plonu, ponieważ pracowaliśmy tylko przez pięć godzin; gdy nazajutrz umyśliliśmy pracować dwa razy tyle. Tego wieczora przysposobiliśmy większe ognisko i zbliżyliśmy nasze muły do namiotu. Zająwszy się gotowaniem wieczerzy, Tillier poszedł z siekierą rąbać drzewo.
W dziesięć minut potem spostrzegłem go przy świetle księżyca, wracał bez drzewa zwolna stąpając, widocznie zajęty jakimś przedmiotem, na który miał wzrok zwrócony.
— Cóż takiego? zapytałem go.
— Jesteśmy między wilkami i tego wieczora pewno nas zwęszyły.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/87
Ta strona została przepisana.