Było nas blizko 700 ludzi. Stanowisko nasze było dobre: mogliśmy przerwać związki z Stocktonem. Wielu Amerykanów i innych zatrzymaliśmy jako zakładników. Noc minęła na czuwaniu. Nazajutrz spostrzegliśmy zbliżający się oddział, składający się ze stu pięćdziesięciu Amerykanów.
Leżeliśmy w trawie i za drzewami; jeden tylko posterunek był widoczny za barykadą, wzniesioną na prędce na drodze. Amerykanie uważając się w dostatecznej liczbie do wyparowania nas, rozpoczęli natarcie. Wtedy powstaliśmy z obu stron, daliśmy ognia; ze 20 Amerykanów padło zabitych lub rannych. Reszta rozpierzchła się w oka mgnieniu, chroniąc się za równiny lub w lesie. Zbiegli wrócili do Sonory.
Nazajutrz znów się ukazali, alkad postępował na ich czele, Amerykanie z bronią na ramieniu. Napisali do gubernatora i czekali na odpowiedz. — Ułożono zawieszenie broni. Tymczasem zaś każdy mógł wrócić do swej pracy. Łatwo pojąć z jakiemi ostrożnościami wracano do swych stanowisk.
Nadeszła oczekiwana odpowiedź; potwierdzała opłatę 20 piastrów i nadawała alkadowi prawo życia i śmierci nad cudzoziemcami. Nie podobna było dłużej pozostać w Sonora. Sprzedaliśmy wszystkie nasze narzędzia i kupiliśmy nieco żywności ażeby się dostać do Stocktonu. Ze Stocktonu zamierzyliśmy wrócić do San Francisco. Co tam robić będziemy? Nikt tego nie mógł przewidzieć.
Strona:PL Dumas - Kalifornia.djvu/96
Ta strona została przepisana.