Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/105

Ta strona została przepisana.

była pustą. Margrabina weszła, powiodła wokoło wzrokiem, a jakby pewna, że ten do którego przyszła, nadejdzie niedługo, postanowiła czekać. Usiadła.
Pozostawała w niemej postawie z pół godziny, gdy w tem ktoś wszedł, powstała i głosem drżącym rzekła:
— To ty Achard? czekałam cię od pół godziny, gdzie byłeś?
— Gdyby pani margrabina postąpiła była z pięćdziesiąt kroków, byłaby mnie zastała pod wielkim dębem w lasku.
— Wiesz, że nigdy nie chodzę w tamtą stronę, rzekła ozięble margrabina.
— To źle, ktoś jest w niebie, co ma prawo do naszych modlitw, a który może dziwi się, że nie słyszy niczyich więcéj, tylko starego Acharda.