Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/119

Ta strona została przepisana.

jak to czyni! pierwéj rano i wieczór, przypomniał siebie jedną z tych modlitw, które co dzień zanoszą się za tych, którzy dali nam życie. Ileż-to kolei przebiegł przez te upłynione dwadzieścia lat, ile to razy chmury okryły to niebo tak czyste w jego młodości. Ileż-to razy wiatr zmienny miotał jego okrętem. A teraz z wiarą, nieustraszony, na klęczkach przed obrazem Zbawiciela, błagał go za swych życiodawców. Długo był pogrążony w swych zadumaniach; potem wstał i poszedł do okna. Noc była piękna i spokojna, księżyc świecił wcałém blasku posrebrzając morze, trzy wyspy dawały się widzieć na Oceanie. Przypomniał sobie ile-to razy w młodości stawał w temże miejscu, patrząc na ten że sam widok, ścigając nieraz wzrokiem jaką łódkę, spokojnie płynącą.