Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/137

Ta strona została przepisana.

widzę go... mówię do niego... nie płaczę już... jestem szczęśliwy!...
— Umarł? umarł bez bojaźni!... bez nadziei!... od jednego strzału?
— Tak... przyniosłem go tu... złożyłem na łóżku, na którym urodziłeś się, zamknąłem drzwi i poszedłem kopać grób. Przepędziłem cały dzień nad tą smutną pracą, gdyż podług woli twego ojca nikt nie miał wiedzieć o tém. Wieczorem wróciłem po trupa. Na wszystko patrzałem okiem suchem z boleścią w sercu, złożyłem ostatnie pocałowanie na tych zimnych ustach i pokryłem ciało ziemią. Dopiero, gdym powrócił, ulżyłem ciężarowi boleści wylewając łez strumienie.
Starzec zamilkł, przygnębiony ciężarem smutnych wspomnień, tylko łzy ciche rosiły twarz zoraną.