Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/168

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję panu baronowi, odrzekła Małgorzata głosem drżącym, słysząc o jego dobroci poważyłam się, nie znając go prosić o łaskę.
— Jakikolwiek cel ma być téj rozmowy, starać się będę godnie odpowiedzieć zaufaniu... lecz cóż to pani jest?
— Nic panie! gdyż chciałam ci powiedzieć... daruj... lecz... nie jestem panią siebie saméj. Zachwiała się; baron pobiegł ku niéj, chcąc ją wstrzymać; lecz zaledwie dotknął się jéj, rumieniec jak płomień przebiegł po jéj licach; wyrwała się z jego objęć. Lectoure wziął ją za rękę i poprowadził do krzesła, na którem się oparła.
— Mój Boże! rzekł Lectoure trzymając ciągle jéj rękę, jestże to rzecz tak trudna do powiedzenia? Czyliż jako narzeczony mam użyć powagi męża?