Ta strona została przepisana.
Małgorzata starała wydobyć swą rękę z rąk Lectoura.
— Jakto! niedość, że pani nie chcesz mówić do mnie! jeszcze chcesz mnie pozbawić téj roskoszy.
— Panie! spodziewam się, odpowiedziała wyrywając rękę, że to co mówisz, są tylko słowa grzeczności.
— Nie! daje słowo, jest to szczera prawda.
— A ja sądzę, że mające nastąpić połączenie nasze, nie pochodzi wcale ze skłonności.
— Pani! przysięgam ci!
— A gdyby twa narzeczona, rzekła Małgorzata z wysileniem, nie mogła cię kochać.
— Niepowinna mi o tem mówić.
— Dla czego panie?