Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/196

Ta strona została przepisana.

— Małgorzato! groźnie rzekła margrabina.
— Pozwól mi pani błagać litości ojca, gdy nie mogę błagać twojéj; a jeżeli i to nie pomoże, dodała wskazując ręką na notaryusza, zażądam obrony prawa.
— Tak! podnosząc się rzekła margrabina z ironią; jest-to scena familijna zwykle poprzedzająca związki małżeńskie, trochę nudna i dziwna dla obcych. Panowie! raczcie przejść do innych pojów. Mój synu! towarzysz panom. A ty panie baronie daruj...
Emanuel i Lectoure w milczeniu pokłonili się i oddalili wraz z innemi osobami. Margrabina nieruchoma pozostała na swem miejscu, dopóki nie wyszedł ostatni; natenczas wstała, zamknęła drzwi, a wracając do Małgorzaty ciągle klęczącéj przed ojcem i ściskającéj jego kolana, rzekła: