Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/197

Ta strona została przepisana.

— Teraz nie ma nikogo oprócz tych, co ci mają prawo rozkazywania: podpisuj, albo wychodź!....
— Przez litość! pani!... matko!... nie żądaj odemnie tej podłości!
— Czy nie zrozumiałaś mnie? mamże powtórzyć? podpisz albo wychodź!...
— Mój ojcze! ojcze! ah! miej litość nademną. O! nieszczęśliwa! niedość, że nie widziałam go od dziesięciu lat, jeszcze, gdy zobaczyłam, odrywają mnie od niego, nie dadzą mu mnie poznać, przemówić, pocałować!... Moj ojcze!... ojcze!... to ja!... ja twoja córka!...
— Cóż to za głos błagający!... rzekł margrabia, cóż to za dziecko nazywa mnie ojcem?
— Ten głos, rzekła margrabina podając za ręce Małgorzatę, jest głosem