Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/211

Ta strona została przepisana.

Rzucił się w jego objęcia. Radość powróciła cokolwiek sił wiernemu słudze, spokojnemu, że umrze na łonie przyjaźni.
— Oh! to ty!... nie spodziewałem się już widziéć ciebie!...
— Mógłżeś tak sądzić, abym dowiedziawszy się o twym stanie nie przybył?
— Nie wiedziałem, gdzie cię szukać, by cię jeszcze uściskać przed śmiercią.
— Byłem w zamku, — dowiedziałem się tam i przybiegłem.
— Jakim sposobem byłeś w zamku? rzekł zdziwiony starzec.
Paweł opowiedział mu wszystko.
— Bozka Opatrzności! jakże twa wola jest niedocieczoną?... która sprowadzasz po dwudziestu latach syna, aby na sam jego widok morderca ojca umierał.
— Tak się stało!... a teraz ta sama Opatrzność przyprowadza mnie tutaj, abym