Ta strona została przepisana.
weł z uszanowaniem słuchał; gdy skończył, rzekł:
— Kapłan nie temi słowy przemówiłby do ciebie; lecz ja mówię jak marynarz, więcéj przyzwyczajony mówić do konających, jak dawać rady lub pocieszenia żyjącym.
— Słuchaj i rzekł Paweł zadrżawszy.
— Co?
— Czynie słyszałeś?
— Nie.
— Zdawało mi się słyszeć głos rozpaczy... wołający mnie... Czy słyszysz?... To głos Małgorzaty!...
— Idź do niéj, potrzebuje sam pozostać.
Paweł pobiegł do przyległego pokoju, wchodząc usłyszał po raz trzeci swe imie, spiesznie otworzył drzwi i