Strona:PL Dumas - Kapitan Paweł.djvu/232

Ta strona została przepisana.

— Czyliż go wydrzesz z rąk konającego?...
— Nie! zaczekam!...
— Pozwól mi umrzeć spokojnie!... zawołał porwawszy krucyfiks, i wyciągając go ku margrabinie: — Wychodź! wychodź!... w Imie Chrystusa!...
Margrabina padła na kolana. Siły starca zaczęły słabnąć, złożył ręce na krzyż na piersiach, trzymając w ręku obraz Zbawiciela.
Margrabina zasunęła firanki, aby nie widzić męczarni konającego.
— Okropność! okropność! mówiła Małgorzata. Klęknijmy i módlmy się!...
Przez chwilę panowało głuche i uroczyste milczenie... przerwane zostało, przez jęki konającego: jęki te stawały coraz słabszemi, cichszemi, nakoniec u-