Ta strona została przepisana.
— Mój brali... zawołała Małgorzata, biegnąc do Pawła; Mój bracie nie jesteś rannym?
— Twój brat?... rzekł Emanuel, kładąc dymiący pistolet. Twój brat?...
— Jakże Emanuelu! mogłem się bić z tobą?...
W tej chwili margrabina ukazała się we drzwiach, blada jak upiór, i wzrok pełen obawy wzniosła w niebo; pozostawała tak czas niejaki. Gdy otworzyła oczy, Emanuel i Małgorzata byli na kolanach przed nią, okrywając pocałunkami jéj ręce.
— Dziękuję wam dzieci! — Teraz zostawcie mnie z tym młodzieńcem.
Małgorzata i Emanuel wyszli.