Jeden z jedźdzców pochwycił go za ramię, wołając:
— Najłaskawszy panie, znam pana dobrze, poddaj się zatem i nie chciej narażać na nieochybną śmierć.
Szczęściem rzucił się między ścigających jeźdźców, jak utrzymuje tradycja, syn jednego z lekarzy przybocznych hrabiego nazwiskiem Jan Cadet, a jak inni twierdzą, jakiś Robert Cottereau i tym sposobem uratował hrabiego Charolais.
W tej samej chwili, równie szczęśliwym trafem, przybył bastard burgundzki ze swemi ludźmi i trzydziestoma łucznikami skupionemi około sztandaru. Sztandar ten już tyle razy był rąbany, że zaledwie miał jedną stopę długości.
Hrabia w tak ważnej chwili, pośród niebezpieczeństwa odzyskał nareszcie przytomność słyszano go jak wołał:
— Moi przyjaciele, brońcie waszego księcia! Nie pozostawiajcie go w niebezpieczeństwie.
Co do mnie nie opuszczę go chyba przez śmierć, jestem tutaj na to abym z wami żył lub umierał.
Strona:PL Dumas - Karol Śmiały.djvu/230
Ta strona została przepisana.