wili ową dwójkę starych atletów, którzy od dawna walczyli ze sobą w Paryżu jako stronnicy, jeden krzyża białego, drugi krzyża czerwonego; za nimi szli Niemcy i Włosi, Gibelini i Welfi, nakoniec niecierpiany powszechnie książę de Berry, który to z dziwną niechęcią wyrażał się o walce pod Montlhery, gdy tymczasem Aleksander, a raczej Cezar owego uroczystego dnia, hrabia Charolais, rozparty i napuszony jak paw po ukończeniu bitwy, z gryzącem szyderstwem wyrażał się o tych co się spóźnili i dopiero po załatwieniu się z bojem i walką, raczyli przybyć jako niby jej uczestnicy.
— Jak się zdaje, wszyscy tutaj są ranni, odezwał się z przekąsem książę de Berry, co mię bardzo boli. Byłoby tysiąc razy odpowiedniej gdyby nie zaczynali wcale tej nieszczęśliwej walki, bo przecież musimy wziąć na swoje sumienie to nieszczęście dotykające wszystkich. Nawet ty kuzynie, otrzymałeś jak uważam, także ranę.
— Głupstwo! Nic sobie z tego nie robię, odpowiedział hrabia, uderzając się w piersi. To nawet najlepiej powinno cię przekonać
Strona:PL Dumas - Karol Śmiały.djvu/242
Ta strona została przepisana.