Łucznicy szkoccy zgromadzili się przed bramą folwarku i strzelali tak dobrze do przybywających węglarzy z Franchimont, jak i do burgundczyków, którzy im spieszyli z pomocą.
Skoro nareszcie węglarze z Franchimont zostali odparci, miastu niepozostało już żadnej nadziei; ci, którzy pragnęli uratować życie, korzystali z nocy, by się niepostrzeżenie oddalić.
Oddalenie to nieprzedstawiało najmniejszej trudności, ponieważ z powodu zniszczenia murów, miasto było otwarte ze wszystkich stron.
Był też już wielki czas po temu.
Następnego dnia bowiem książę postanowił wziąć miasto szturmem.
Gdy król dowiedział się o tym zamiarze, czynił wszystko, aby od tego odwieść. Nie można igrać z agonią zrozpaczonego ludu, niebezpiecznem jest walczyć z temi gromadami, gotowemi każdej chwili na śmierć. Nocny dzisiejszy napad przekonywa najwyraźniej, do czego są zdolni. Po upływie dwóch dni, oni sami zdadzą się na łaskę i niełaskę.
— Bardzo dobrze, rzekł książę, jeżeli król boi się, może sobie odjechać do Namour.
Król pozostał.
Strona:PL Dumas - Karol Śmiały.djvu/413
Ta strona została przepisana.