kroczących tylu ludzi, zapytał, co to ma znaczyć?
Odpowiedziano mu, jako załoga miasta zgłasza się do niego z prośbą o przyjęcie ich pokornego poddania się.
Nie mogąc temu zgoła wierzyć, wyszedł i stanął na progu swego namiotu. Rzeczywiście ujrzał przed sobą zgromadzonych ośmiuset ludzi, miejscowego garnizonu.
— Najłaskawszy panie — odezwał się wówczas parlamentarz, oto jest garnizon miasta Berna, który udaje się do jego dobroci, do jego łaski i niełaski.
— Czy to rzeczywiście prawda? — zapytał książę Burgundzki, wątpiący w tak niespodziany obrót rzeczy.
— Wszak jesteśmy tu wszyscy — odpowiedzieli.
— Bardzo dobrze — rzekł książę. — Moją jest wolą, aby byli wszyscy albo powieszeni, albo utopieni. Zostawcie im jednak czas do pojednania się z Bogiem i uproszenia przebaczenia za grzechy.
— Brawo! — wykrzyknęli, hrabia Romont
Strona:PL Dumas - Karol Śmiały.djvu/535
Ta strona została przepisana.