Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/100

Ta strona została przepisana.

wy żart księcia de Touraine, który go dogonił, zawołał wesoło:
— Mości książę, na honor, to niepięknie z Waszej strony, ale przebaczam wam i to, gdyż młodzi jesteście i wszystko dla was jest zabawą i żartem.
Lecz odwróciwszy się, ujrzał nagle oddział jeźdźców nieznajomych, zamieszanych między jego ludzi, i spostrzegł, że dwu z nich było już zaledwie o kilka kroków od niego samego. Wtedy dopiero począł podejrzewać niebezpieczeństwo jakieś, a stanąwszy, zawołał:
— Kto jesteście i co to ma znaczyć?...
— Śmierć mu! Śmierć Clissonowi! — wykrzyknął ten z pomiędzy nieznajomych, który najbliżej był marszałka.
— Śmierć Clissonowi! — powtórzył marszałek — to zbyt zuchwałe słowa! Któż ty jesteś, ty, któryś je wymówił?
— Jam jest Piotr de Craon, twój wróg! — zawołał rycerz — tyłeś mi już dokuczył, że zemścić się teraz muszę!
I, powstawszy w strzemionach, odwrócił się do ludzi swoich, wołając:
— Oto jest ten, przeciw któremu wyruszyliśmy!... Śmierć mu!...
Z temi słowy rzucił się na Wielkiego Marszałka, podczas gdy towarzysze jego rozpędzali służbę napadniętego. Jakkolwiek bez zbroi i napadnięty niespodzianie, Olivier nie był dzikim zwierzem, łatwym do upolowania. Wydobył on szybko nóż, dwie stopy długi, który wziął ze sobą raczej dla ozdoby, niż dla obrony, i zasłaniając głowę lewem ramieniem, cofnął konia do muru, aby zasłonić się od ataków z tyłu.
— Czy wszystkich pozabijać? — pytali głośno ludzie Piotra de Craon.