— Królu, ach, królu! stań!... powracaj tą samą drogą, albowiem zdrada cię czeka!...
Król zadrżał na calem ciele na widok tego niespodzianego zjawiska. Rozpostarł ramiona i chciał krzyknąć, ale głos mu zamarł w piersi i zdołał tylko gestami wskazać, żeby usunięto tę marę.
Ludzie zbrojni rzucili się ku starcowi i popchnęli go tak silnie, że puścił cugle konia, ale w tejże chwili przybył mu z pomocą książę de Berri i uwolnił go z rąk żołnierzy, mówiąc, iż nie godzi się bić tak okrutnie nieszczęśliwego waryata, boć przecie każdy pojąć może, że człowiek ten musi być jeno waryatem, któremu trzeba wolność przywrócić.
Wśród ogólnego zamieszania, ów mniemany waryat zdołał umknąć i schronić się bez śladu.
Pomimo wypadku, który na jedną chwilę powrócił całą nadzieję książętom de Berri i Burgundyi, król niczego nie chciał słuchać i w dalszy rozkazał pochód wyruszyć. Gdy się wysunięto z lasu cienistego, słońce w samo południe rozpalało powietrze; a było to w najgorętszych dniach lipca, podczas największego skwaru. Jak daleko wzrok zasięgnął, wszędzie tylko rozścielało się piaszczyste morze, odbijające promienie słoneczne. Konie, najbystrzejsze nawet, pospuszczały łby i rżały smutnie. Najdzielniejsi ludzie nawet upadali na siłach. Król, dla którego obawiano się rosy porannej i chłodu, ubrany był w kaftan z aksamitu czarnego, a na głowie miał czapeczkę z czerwonego sukna, przez której fałdy przewijał się różaniec z dużych prereł, darowany mu na odjezdnem przez królowę... Pozwalano mu jechać w odosobnieniu, aby nie potrzebował oddychać tumanami kurzu; dwóch paziów tylko postępowało za nim. Jeden z nich trzymał hełm świetnie wyrobiony w Montauban ze stali. W hełmie przeglądało się słońce. Drugi trzy-
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/114
Ta strona została przepisana.