Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/115

Ta strona została przepisana.

małw ręku czerwone drzewce lancy, u której powiewała chorągiewka. Lanca ta miała sławne ostrze, przecudownie szlifowane w pracowni tuluskiej. J. M. pan de la Riviére ostrzy takich jednakowych dwanaście ofiarował królowi w darze, a król dał z nich trzy księciu Orleanu, trzy zaś księciu de Bourbon.
I stało się, że gdy tak jechali powoli, jeden z paziów, ulegając przemagającemu jego siły znużeniu, zdrzemnął się, i wypuścił z rąk lancę, której żelazo uderzyło z ostrym i głośnym dźwiękiem o hełm drugiego giermka. Na ten odgłos król zadrżał na całem ciele, wytrzeszczył oczy przerażone i zbladł, jak chusta. Potem, nagle raniąc konia ostrogami, wyrwał miecz swój z pochwy i rzucił się na swych obu paziów, krzycząc wielkim głosem:
— Za mną! za mną!...
Paziowie, przerażeni, rozbiegli się w różne strony; król jednak pędził dalej i zbliżał się do księcia Orleanu. Ludwik nie wiedział, co miał czynić: czy oczekiwać, czy uciekać od swego brata, gdy posłyszał głos księcia Burgundyi:
— Uciekaj, synowcze, uciekaj! Jego Królewska Mość zabije cię!
I rzeczywiście, król, nadbiegając z całym pędem, wstrząsał ciągle mieczem, jak szalony; książę zaledwie zdążył odskoczyć w bok jednym susem. Król przebiegł obok, ale, spotykając na drodze pewnego rycerza z Gujenny, nazwiskiem Polignac, wbił miecz swój w jego gardło. Krew strumieniem bryznęła; rycerz spadł z konia. Widok krwi, zamiast uspokoić Karola, podwoił jeszcze jego wściekłość. Począł się rzucać w różne strony, kłując konia ostrogami, i, wywijając mieczem, popędzał rumaka i wołał:
— Naprzód! naprzód! Na zdrajców!...
Wówczas rycerze, zakuci w zbrojach stalowych, u-