Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/123

Ta strona została przepisana.

żem królowej i podkładając ramię pod jej głowę. — Czyżby to miało być prawda,. że wzywają cię do Creil i że konieczną jest obecność twoja przy łożu królewskiem?
— Tak jest. Wilhelm d’Hervilly utrzymuje, że moja obecność zbawienny wpływ mieć będzie. Cóż o tem myśli Wasza Wysokość?...
— Ja myślę, że za pierwszym razem, gdy spotkam tego szarlatana w lesie de Beaumont, dokąd chodzi wyszukiwać grzybów prawdziwych, powiesić go każę na pierwszej gałęzi! Nędzny i nikczemny zarozumialec, który w próżności swej chce królowę swą i panią użyć za lekarstwo, nie pomny na niebezpieczeństwo, na jakie ją naraża!
— Czy istotnie, mówisz na seryo?... Powiedz książę, czy mnie tam co złego spotkać może? — pytała królowa, patrząc mu czule w oczy.
— Jakto, pani? Wszak życie swoje narażasz!... Szaleństwo króla jest gwałtowne. Czyż nie wiesz, że w chwili pierwszego napadu tego szału, Karol zabił de Polignac’a, i ranił trzech, czy czterech rycerzy? Czy sądzisz pani, że ciebie pozna, gdy nie poznał mnie, swego brata, i rzucił się na mnie z mieczem wydobytym — tak, że życie moje zawdzięczam tylko rączości mego konia! Zresztą lepiejby mi było, gdyby mnie był zabił!...
— Gdyby was był zabił, Mości książę!?... O nie mówcie tego i więcej ceńcie drogie swoje życie. My się staramy uczynić je wam jak najdroższem przez miłość naszą, a wy sami tak się zdajecie niem gardzić! Czyż to nam miłem być może, powiedzcie sami?...
— O droga Izabello! ależ! czy nie lepiej umrzeć, niż obawiać się o ciebie; drżeć za każdym szmerem, wydobywającym się z tych nieszczęśliwych komnat; lękać się na widok każdego służalca, otwierającego drzwi me-