padek ten za zgubny nie tylko dla Francyi, ale i dla całego chrześcijaństwa.
— Szaleństwo to jest wielkiem nieszczęściem — mawiał po kilkakroć do otaczających go rycerzy i koniuszych — albowiem Karol był człowiekiem silnej woli i wielkiej potęgi, a pragnął zgody pomiędzy obu królestwami naszemi dlatego jedynie, aby wystąpić mógł przeciw niewiernym. Teraz zaś sprawa ta widzi mi się odroczoną na długo, gdyż on byłby duszą tej krucyaty, która obecnie nie łatwo da się dokonać.
W istocie Murad-Bey, któregośmy z francuska przechrzcili Amuratem, a którego Froissart nazywa w swych kronikach Morabaquin’em, zajął już królestwo Armenii i zagrażał zniszczeniem chrześcijańskiemu Cesarstwu wschodniemu. Król Ryszard i książę Lancaster byli tego zdania, że traktaty i zawieszenie broni, zawarte w czasie wjazdu królowej Izabelli do Paryża, winny być z tego powodu nietylko dotrzymane, ale nawet przedłużone.
Karol tymczasem miał się coraz lepiej. Codziennie rozchodziły się cudowne wieści o polepszeniu jego zdrowia. Jednym z najzbawienniejszych środków przeciw jego apatyi i melancholii był nowy wynalazek pewnego malarza, nazwiskiem Jacquemin Gringonneur, który mieszkał przy ulicy de la Verrerie. Odetta przypomniała sobie o nim, znała go bowiem jeszcze, gdy była przy ojcu, i wysłała doń ze zleceniem, aby przybył i przyniósł ze sobą dziwne obrazki kolorowane, które u niego niegdyś widziała; przybył on rzeczywiście z nimi na zawołanie. Obrazki te nie były niczem innem, jeno kartami do grania.
Króla wielce zabawiły te malatury, na które z początku patrzył z naiwną ciekawością dziecka, ale bawiły go one coraz więcej, w miarę powrotu do zdrowych
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/136
Ta strona została przepisana.