Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— Odejdź już, Odetto, odejdź, kiedy masz mnie porzucić — rzekł smutnym głosem Karol.
— Nie, nie! — zawołało dziewczę, nie słuchając go — nie, królu; szał ten już wrócić nie może! Bóg zabierze krew moją, Bóg dni moje ukróci, ale tobie zostawi rozum i przytomność! Zostanę przy tobie, panie; nie opuszczę cię nigdy, ani na jedną minutę, ani na sekundę. Będę przy tobie zawsze, zawsze...
— Tak, w moich objęciach? — pytał Karol.
— Tak, jeśli tak żądasz, panie!
— I będziesz mnie kochała? — pytał dalej, zmuszając ją, aby usiadła na jego kolanach.
— Ja! ja! — wołała Odetta, a zamykając oczy, jakby nie chciała patrzeć przed siebie, opuściła główkę na jego ramię.
— O! nie, to być nie może! jam tego nie powinna!
Palące usta Karola zamknęły jej usta pocałunkami.
— Litości, panie, królu, litości!... umieram — wyszeptała jeszcze i zemdlała w jego ramionach.
Odetta została przy Karolu, w zamku de Creil.

XI.

W kilka dni po tem, co opowiedzieliśmy wyżej, podczas gdy Odetta spoczywała u nóg Karola, zapatrzona w jego oczy, z głową wspartą na jego kolanach, doktór Wilhelm wszedł szybko, oznajmiając przybycie królowej.
— Ah! — rzekł Karol — więc nie obawia się już spotkania z biednym szaleńcem?... Powiedziano jej już,