Ta strona została przepisana.
albowiem chciał biedź na ratunek swoim towarzyszom, którym już nic dopomódz nie mógł, sam się na straszne narażając niebezpieczeństwo.
Z płomieni i jęków ciągle ten sam wydzierał się krzyk:
— Ratujcie króla! ratujcie króla!...
— Ratujcie króla! na miłość Boską, ratujcie króla!...
Straszny to był widok tych czterech ludzi, razem złączonych w jednym słupie płomienia, do którego nikt zbliżyć się nie śmiał. Żywiczne gałązki, zdobiące ich kostyum, podsycały ogień i, topiąc się, spływały jakby pot śmiertelny, a kawałki palącego się odzienia odpadały z kawałkami skóry ludzkiej. Froissart mówi, że w tej wielkiej sali zamku św. Pawła, w chwili, gdy północ