Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/154

Ta strona została przepisana.

mieście. Nie wiedziano tylko, jak to zwykle bywa, o najważniejszej rzeczy, to jest, że król jest uratowany; nazajutrz rano, na wszystkich ulicach wielkie było zbiegowisko ludu, szemrzącego głośno przeciw młodym szaleńcom, którzy króla do takich namawiali wybryków. Wołano już o pomstę nad tymi, którzy się do jego śmierci przyczynili, i głuche zaczęto puszczać pogłoski i podejrzenia przeciw ks. Orleanu, na którego w razie śmierci króla przejść miała korona Francyi. Książęta de Berri i Burgundyi, pierwszy dążąc z zamku de Nesle, drugi z pałacu d’Artois do pałacu św. Pawła, spotkali się u wrót. Przedarli się przez tłumy, z rykiem lwa snujące się po ulicach. Znali oni tego lwa i obawiali się. jego gniewu. Dlatego też obaj udali się do króla i radzili mu, aby konno przejechał się dla uspokojenia mieszkańców po ulicach miasta Paryża, a gdy Karol zgodził się na to, książę Burgundyi, kazawszy otworzyć okno, wyszedł na balkon i donośnym głosem zawołał:
— Król żyje, poczciwi ludzie!... Uspokójcie się!... Ujrzycie go niebawem!...
W chwilę później król wyjechał wraz ze stryjami swymi, a uspokoiwszy lud ukazaniem się na wszystkich ulicach Paryża, zajechał do katedralnego kościoła Notre-Dame, gdzie wysłuchał mszy świętej i bogate na podziękowanie Bogu złożył dary. Po dopełnieniu tego obowiązku, wracał ku zamkowi św. Pawła ulicą des Jardins, gdy wtem posłyszał krzyk straszny, z głębi serca wydobyty, na który i jego serce zadrżało. Krzyk ten wydała młoda jakaś kobieta, stojąca w otwartem oknie poblizkiego domu. Zaledwie król ją dostrzegł, zeskoczył z konia, a stryjom powiedziawszy, aby sami wracali do pałacu, podążył ku owemu domowi; szybko wbiegł na schody i wpadł do pokoju, wołając z przerażeniem: