Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/157

Ta strona została przepisana.

jego potem było oblane. Od czasu do czasu z piersi Odetty wydzierał się cichy jęk boleści.
— O chodźcie, mistrzu, chodźcie prędzej! — wykrzyknął Karol, spostrzegając wchodzącego doktora. — Chodźcie i ratujcie ją dla mnie, a uratujecie więcej, aniżeli koronę moją; więcej, aniżeli królestwo; więcej, niźli nawet życie moje! Ratując ją, uratujecie tę, która wróciła mi rozum, gdym był szalonym; tę, która przy mnie przez poświęcenie i cierpliwość anielską czuwała przez długie dni i noce bez końca. A gdy ją uratujesz, mistrzu, wtedy żądaj ode mnie, co zechcesz, a otrzymasz, jeżeli to będzie w mocy najpotężniejszego króla chrześcijaństwa.
Odetta patrzyła na króla z wyrazem niewypowiedzianej wdzięczności. Doktór zbliżył się do niej, wziął ją za puls i zmarszczył czoło.
Stan chorej był niebezpiecznym; skutkiem wzruszenia i przestrachu, zajść miała katastrofa, przyśpieszająca zbyt wczesne jeszcze macierzyństwo Odetty.
Król odprowadził na bok lekarza i tam, bacznie śledząc go wzrokiem, odezwał się:
Mistrzu, czy mam się oddalić, abym nie, był świadkiem jej śmierci? Jeżeli tak jest, żadna siła mnie stąd nie poruszy. Jeżeli żywej oddać mi jej nie macie, toż nie odbierajcie, nie zasłaniajcie jej przed wzrokiem serca mego ani na chwilę, ani na minutę...
Lekarz podszedł znowu do łoża Odetty, zbadał jej puls po raz drugi, popatrzył na nią uważnie, potem wracając do króla, rzekł:
— Wasza Królewska Mość może odejść, dziecię to żyć może... do jutra.
Król ścisnął konwulsyjnie ręce lekarza, a dwie ciężkie łzy potoczyły mu się po policzkach.
— Czy podobna, żeby nie było dla niej ratunku? —