Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/160

Ta strona została przepisana.

— Oto, miłościwy panie mój — wszystko, co się wam po mnie zostanie.
— O! matka i dziecię żyć będą — zawołał Karol, obejmując je obie razem i przyciskając do piersi. — Bóg pozwoli przecież, aby na jednej łodydze kwitła róża i jej pączek zarazem...
— Najjaśniejszy panie — zauważył lekarz — dobrzeby było, aby chora mogła trochę wypocząć...
— O! zostawcie mi go — zawołała Odetta — spoczynek mi będzie słodszy i pożyteczniejszy, gdy go będę czuła w pobliżu. Nie zapominajcie, że, jeżeli odejdzie, mogę go już nie zobaczyć i że przeżyłam tak długo dlatego jedynie, że natura uczyniła nade mną cud na korzyść dziecięcia, którem go obdarzyć miałam.
Powiedziawszy z wysiłkiem te słowa, Odetta opuściła głowę na piersi Karola. Joanna odebrała od niej dziewczynkę nowonarodzoną. Lekarz wyszedł. Odetta i król pozostali sami.
— A teraz, dziecię moje — rzekł król — ja będę czuwał u wezgłowia twego łoża. boleści, jak ty niegdyś przy mojem łożu czuwałaś. Bóg na twoje prośby uczynił nade mną cud; ja nie jestem tyle, co ty, godzien łaski Jego najświętszej, ale może litość nade mną mieć będzie i pobłażanie. Śpij, ja modlić się będę...
Odetta uśmiechnęła się smutnie, uścisnęła lekko rękę króla i zamknęła oczy. W kilka minut później tchnienie jej ust i równe wznoszenie się jej piersi okazywały, że usnęła.
Karol, nieruchomy i wstrzymujący oddech, wpatrywał się w tę twarz bladą, jakby już należała do zagrobowego świata. Tylko usta karminowe i przyśpieszone bicie pulsów zdradzały, że gorączką skażone życie jeszcze się w niej kołatało. Od czasu do czasu nerwowe