ści i więcej trupów swych dzikich żołnierzy. Był więc tem mocno zagniewany i rzekł:
— W istocie ciężką walkę stoczyliśmy tutaj, a chrześcijanie bronili się, jak lwy, ale bądźcie spokojni, żywi zapłacą za umarłych!... Jedźmy dalej.
A im dalej jechał, tem się bardziej dziwował czynom wojennym nieprzyjaciół. Przybył nareszcie do miejsca, gdzie padli panowie de la Tremouille, ojciec i syn, a dokoła nich nagromadzone były góry trupów niewiernych. Przebiegł drogę, którą przedzierał się Jan de Vienne, i ujrzał ją całą na prawo i na lewo trupami usłaną. Doszedł do miejsca, gdzie rycerz ten poległ, i zobaczył go, leżącego na chorągwi Matki Boskiej, którą tak silnie ściskał w swych zesztywniałych rękach, że trzeba było je uciąć, aby ją z nich wydrzeć.
Dwie godziny stracił tak Bajazet na zwiedzaniu pola bitwy, poczem powrócił do namiotu swego, gdzie nie mogąc oka zmrużyć przez noc całą, przeklinał tych nikczemnych, nad którymi zwycięstwo kosztowało go więcej, niż którakolwiek porażka. Nazajutrz rano, gdy uchylił firanek namiotu, ujrzał zgromadzonych głównych naczelników armii swojej, którzy oczekiwali polecenia jego co do zabranych w niewolę jeńców, gdyż krążyła wieść, iż wszyscy mają ponieść śmierć przez ucięcie głowy i że nikt z nich przy życiu zachowany nie zostanie. Jednakże Bajazet zastanowił się nad okupem, jaki za tak szlachetnych rycerzy dostać może; kazał tedy zawołać dragomanów i tłómaczów, i zapytywał ich: którzyby pomiędzy pozostałymi przy życiu byli najbogatsi i najznakomitsi. Odpowiedzieli mu oni, że sześciu jeszcze podało swoje nazwiska, jako najznakomitsze w rycerskim stanie. Byli to naprzód Jego Wysokość Jan Burgundzki, hrabia de Nevers, wódz i naczelnik wszystkich innych,
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/172
Ta strona została przepisana.