Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/181

Ta strona została przepisana.

Mimo ważności tych nowin, książę był tak zmęczony, że musiał stanąć, dla przespania się parę godzin. Nazajutrz, o świcie, ruszył dalej ku Paryżowi, ale przybył zapóżno: Delfina już wywieziono.
Wtedy książę Burgundyi, nie odpoczywając już ani chwili, puścił konia galopem i kazał ludziom swoim towarzyszyć sobie. Tak przebiegł Paryż w całej szerokości, wydostał się na gościniec, prowadzący do Fontainebleau i dogonił Delfina pomiędzy Villeneuf i Corbeil. Młodemu księciu towarzyszyli: wuj jego, książę Ludwik Bawarski, margrabia de Pont, hrabia de Damartin, pan de Montaigu, wielki mistrz ceremonii w pałacu królewskim i wielu innych panów. W tejże samej karecie, przy boku jego siedziała siostra jego, księżniczka Joanna, i pani de Préaux, żona księcia de Bourbon. Książę Burgundyi, zbliżywszy się do karety, skłonił się przed Delfinem i prosił go, aby powrócił do Paryża, mówiąc, iż ma mu do powiedzenia rzeczy, wielce go dotyczące. Wtedy książę Bawarski, widząc, iż młody książę miał istotnie ochotę wrócić z Janem Burgundzkim, zgodnie z jego prośbą, wystąpił i rzekł:
— Niech Wasza Książęca Mość raczy dozwolić księciu Akwitanii, siostrzeńcowi naszemu, udać się do królowej matki i do księcia Orleanu, stryja, gdyż jedzie on tam za zgodą króla, ojca swego.
Przytem książę Ludwik wydał głośno zakaz surowy, iżby nikt nie ośmielił się zwrócić z drogi, i kazał woźnicy zaciąć konie. Wówczas książę Burgundyi sam własną ręką, schwyciwszy konie za munsztuki, zawrócił je w stronę Paryża, a dobywając miecza, wykrzyknął:
— Dalej w drogę, woźnico! Idzie tu o życie twoje! W drogę, a żywo!