wiła tam tylko tak długo, jak tego konieczna wymagała potrzeba. W ten sposób wiele więcej miała swobody w stosunkach z księciem.
Wieczorem dnia tego, królowa, jak zwykle, była w swoim pałacyku, lecz zostawała w łóżku, nie będąc jeszcze dosyć silną po przedwczesnem porodzeniu dziecięcia, które martwe na świat przyszło. Książę Orleanu siedział u jej wezgłowia. Podano właśnie kolacyę, którą powrót chorej do sił i zdrowia czynił bardzo wesołą, gdy Izabella, patrząc w oczy kochanka wzrokiem, w którym miłość błyszczała, rzekła:
— Mój drogi książę, trzeba będzie, gdy już zupełnie wyzdrowieję, abyś wyprawił dla mnie ucztę w swoim pałacu, tak jak ja przyjmuję cię u siebie. Potem będę cię chciała prosić o pewną łaskę.
— Powiedz raczej, miłościwa pani — odparł książę — że dasz mi rozkaz, i bądź pewna, że spełnię go na klęczkach.
— Niekoniecznie, mój książę — ciągnęła dalej królowa, tym razem jednak patrząc nań z pod oka z powątpiewaniem — i lękam się nawet, że, gdy się dowiesz o mojem żądaniu, odmówisz mi stanowczo.
— Nie możesz, najdroższa, żądać nic takiego, coby mi było cenniejszem nad życie, a wiesz dobrze, że ono całe do ciebie należy...
— Do mnie... i do Francyi: każda z nas ma prawo swej części się domagać; pamiętają też o tem moje damy honorowe...
Książę Orleanu uśmiechnął się.
— Czy to zazdrość? — zapytał.
— O! nie, jest to tylko ciekawość i nic więcej; dlatego też bardzo mnie coś ciągnie i bardzobym pragnęła zwiedzić pewien gabinecik, przylegający do sypialnego
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/190
Ta strona została przepisana.