Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/209

Ta strona została przepisana.
I.

Od zamordowania księcia Orleanu upłynęło lat dziesięć. Dziesięć lat w życiu człowieka to wiek cały; w morzu wieczności to zaledwie jedna kropla.
Było to więc w końcu miesiąca, maja 1447 r., gdy dnia pewnego, około godziny siódmej rano, krata bramy św. Antoniego otwarła się, aby przepuścić kilkunastu konnych, którzy skierowali się ku drodze, prowadzącej do Vincennes. Na czele orszaku jechało dwu panów, inni wyglądali więcej na straż przyboczną, niż na towarzyszy, i straż ta trzymała się o kilka kroków poza panami, regulując z wyraźnemi oznakami szacunku bieg swoich rumaków do woli jadących przodem. Z tymi ostatnimi postaramy się poznajomić czytelnika.
Ten, który jechał po prawej stronie drogi, siedział na mule hiszpańskim, przyuczonym do równego kłusa. Muł ów zdawał się odgadywać usposobienie swego pana, tak chód jego był delikatny, spokojny i równy.
Rzeczywiście, jeździec, chociaż w istocie nie miał więcej nad czterdzieści dziewięć lat, wydawał się już starcem zgrzybiałym i skołatanym cierpieniami. Zaufanie jego w spokojność muła było tak wielkie, że od czasu do czasu opuszczał zupełnie cugle i ruchem konwulsyj-