Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/210

Ta strona została przepisana.

nym ściskał głowę obydwiema rękoma. Chociaż ranek był chłodny i mgła wilgotna opadała na płaszczyznę, kapelusz jego zawieszony był u siodła i nic nie osłaniało jego czoła przed rosą, której krople drżały na zwojach rzadkich jego siwych włosów, spuszczających się na skronie wzdłuż twarzy bladej, wychudłej i melancholijnej...
Zimne te krople nie tylko przykremi mu nie były, jakby się to zdawać mogło, ale przeciwnie: robiły mu przyjemność widoczną; chłód ten czynił ulgę w cierpieniu, zmuszającem go do tego ruchu gwałtownego, o którym wyżej wspomnieliśmy, a który mu już był właściwym.
Co zaś do stroju, ten niczem nie różnił się od ubiorów, jakie nosili wiekowi ludzie szlachetnego startu tej epoki. Był to pewien rodzaj sukni czarnej, aksamitnej, z przodu otwartej i obłożonej futrem gronostajowym. Przez rękawy tej sukni, szerokie i spadające, widać było obcisłe mankiety kaftana z ciężkiej, złotem tkanej materyi, którego bogactwo i elegancya znacznie straciły przez długie usługi właścicielowi. Z pod sukni zwieszały się nogi jeźdźca, wyjęte ze strzemion, obute w pewien rodzaj butów futrzanych i śpiczastych. Ustawiczne kołysanie się nóg tych mogło wyprowadzić z cierpliwośći spokojne zwierzę, któremu jeździec zaufał w zupełności, gdyby nie zapobiegnięto temu przez zdjęcie długich ostróg, które w epoce owej były oznaką dostojeństwa panów i rycerzy.
Obraz, który tu podajemy, tak bardzo różni się od tego, jaki przedstawiliśmy na początku tej powieści, że z pewnością czytelnicy nie poznaliby w opisanej osobie króla Karola VI, udającego się do Vincennes, dla odwiedzenia królowej Izabelli. Dziesięć lat, jak powie-