Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/220

Ta strona została przepisana.

podobna, żeby już o tej godzinie mógł wracać z Vincennes, wyjechawszy dzisiaj z Paryża.
— To prawda, macie racyę, hrabio. Co też mówią na dworze moim o tym młodym człowieku?
— Mówią, że ma wiele szczęścia u kobiet i że się wszystkim damom dworu podoba, Powiadają nawet, że żadna mu się oprzeć nie zdoła.
— I żadnego nie robią wyjątku, hrabio!?
— Żadnego, Najjaśniejszy panie.
Król tak bardzo zbladł, że hrabia wyciągnął ręce, obawiając się, aby nie spadł. Król odepchnął go lekko.
— Czyżby dlatego — rzekł ponurym głosem — ona tak bardzo pragnęła, aby Vincennes jemu pod straż było oddane!? — Zuchwalec! Bernardzie! Wszakżeż on ma na głowie kapelusz niebieski?
— Tak, Najjaśniejszy panie, kolor niebieski jest kolorem królowej.
W tej chwili kawaler de Bourdon był już tak blizko nich, że można było słyszeć słowa śpiewki, którą nucił. Był to sonet, napisany przez Alain’a Chartier na cześć królowej. Widok króla i marszałka nie zdawał się być dostatecznym powodem do przerwania tej melodyjnej śpiewki. Usunął tylko zręcznie konia na skraj drogi, a gdy się znalazł na równi z królem, skłonił mu się lekko, skinieniem głowy.
Na ten widok w starcu odezwała się w jednej chwili cała energia młodzieńcza. Zatrzymał na miejscu rumaka i zawołał silnym głosem:
— Z konia, młokosie! Nie w ten sposób oddaje się cześć, należną królewskiemu majestatowi! Z konia! i na kolana!...
Kawaler de Bourdon, zamiast usłuchać rozkazu, spiął konia, ostrogami i w kilku podskokach znalazł się o dwa-