dzieścia kroków od króla, poczem, powściągając go, począł jechać dalej powolnym krokiem, rozpoczynając śpiewkę swoją od miejsca, w którem ją przerwał gniewny wykrzyknik Karola VI.
Król szepnął kilka słów hrabiemu d’Armagnac, a ten powtórzył głośno rozkaz królewski.
— Tanneguy — zawołał, zwracając się do prefekta Paryża, który miał przy sobie kilku ludzi zbrojnych od stóp do głów ze swej milicyi, — każ aresztować tego młodego człowieka!... Król tak chce!
Tanneguy dał znak i dwóch ludzi puściło się natychmiast w pogoń za kawalerem de Bourdon.
Te nieprzyjazne mu przygotowania nie uszły uwagi kawalera, chociaż nie zdawało się, żeby go one wielce obchodziły; oglądał się tylko od czasu do czasu. Jednakże, gdy spostrzegł dwóch ludzi ze straży prefektoryalnej, zbliżających się ku niemu i gdy nie mógł mieć żadnej wątpliwości co do celu ich wyprawy, nagle zwrócił się twarzą ku nim i osadził konia w miejscu. Żołnierze znajdowali się już tylko o dziesięć kroków od niego.
— Hola! mości panowie! — wykrzyknął — ani kroku dalej, jeżeli mnie tak gonicie! Ostrzegam was, bo inaczej zaręczam... skonacie bez spowiedzi!
Dwaj zbrojni, nie odpowiadając nawet, zbliżali się coraz bardziej i przybiegli już tak blizko, że jeden z nich wyciągnął rękę, aby go pochwycić.
— Poczekajcie trochę, mości panowie! — zawołał, odskakując w tył — chwilkę jeszcze!... dajcie mi pole do rozpędu, a zaraz się spróbujemy!
Mówiąc te słowa, wypuścił konia tak szybkim galopem, że można było przez chwilę sądzić, iż rączości jego powierzył zbawienie swego życia. Żołnierze, widząc, że
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/221
Ta strona została przepisana.