wszelkie wysiłki ich dla dogonienia go byłyby bezskuteczne, stanęli w miejscu, jak oszołomieni, śledząc go tylko oczyma i nie wołając nawet za nim, aby stanął. Zdziwienie ich zdwoiło się jeszcze, gdy w kilka sekund spostrzegli, że kawaler zwraca konia i pędzi cwałem wprost na nich.
Jedna chwila wystarczyła zuchwałemu Bourdonowi do przygotowania się do walki. Przygotowania te były o tyle proste, o ile były krótkie. Szarfy niebieskie, które wisiały mu od kapelusza, nawinięte na lewe ramię, stanowić miały rodzaj tarczy, a w prawej ręce trzymał podniesiony miecz, na którym zdala połyskiwał w słońcu rowek do spływania krwi wyżłobiony. Cugle konia zaczepione już były o łęk siodła, a rozumne zwierzę, jakby odgadując myśli swego pana, posłuszne było rozkazom, wydawanym ruchami kolan, pozostawiając rycerzowi całą swobodę rąk, której tak bardzo miał potrzebować.
Żołnierze zawahali się chwilę, czy mają przyjąć ten atak. Kazano im aresztować kawalera de Bourdon, ale go zabić nie kazano, a przygotowania, jakie poczynił, okazywały, że nie ma wcale ochoty dostać się żywym w ich ręce.
To wahanie się ich dodało jeszcze odwagi kawalerowi.
— No, mości panowie! jestem gotów! Dalej! miecz w dłoń! a przy pomocy Boga i św. Michała Archanioła wkrótce krew gorąca i czerwona zbroczy te białe kamienie!
Obaj żołnierze wydobyli miecze i puścili się ku niemu, pozostawiając pomiędzy sobą wolną przestrzeń tak, aby go zaatakować mogli z dwóch stron jednocześnie.
Szybkim rzutem oka śmiałek ten zauważył, że przez to wolne miejsce przesunąć się zdoła; wraziwszy więc
Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/222
Ta strona została przepisana.