Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/224

Ta strona została przepisana.

a grzmiący głos Bernarda d’Armagnac po raz drugi dał się słyszeć:
— Tanneguy Duchatel!... Aresztować tego człowieka! król tak chce!


...Żołnierz nie zdążył wydobyć nogi ze strzemienia...

Drugi żołnierz prefektoryalny, słysząc ten nowy rozkaz, rzucił się na kawalera z wściekłością, którą podnosiła jeszcze śmierć straszna jego towarzysza. Pan de Bourdon zdawał się cały pogrążony w podziwianiu przepysznego widoku, jaki się przed nim roztaczał. Oczy jego utkwione były w punkt, w którym zniknął koń i jeździec, i widocznem było, że sobie nie zdawał sprawy z ważności walki, jaką rozpoczął. Spostrzegł się dopiero w chwili, gdy nad głową jego mignęło coś, jak błyska-