Strona:PL Dumas - Karol Szalony.djvu/233

Ta strona została przepisana.

przyszło mu na myśl to, o czem przed chwilą.mówić się poważyłam Waszej Królewskiej Mości... Dziś więc rano przybiegł podzielić się ze mną swemi myślami.
— Gdzież on jest?
— Tu, w przedpokoju.
— I tyś śmiała?!...
Czarne oczy Izabelli zaświeciły błyskawicą. Karolina, klęcząca u łoża królowej, cofnęła się z przerażeniem.
— O, łaski! przebaczenia!... — wyszeptała.
Izabella zamyśliła się.
— Człowiek ten byłby całem sercem przywiązany do mnie i szczerze oddany moim interesom, nieprawdaż?... — zapytała.
— O! po tem, co mu miłościwa pani przyobiecać raczyła, w ogień by skoczył dla Waszej Królewskiej Mości.
Królowa uśmiechnęła się.
— Wprowadź go tu, Karolino, chcę go widzieć.
Karolina schwyciła się za głowę obiema rękoma, jakby się przekonać chciała, że nie śni; potem powoli podniosła się z ziemi, spojrzała na królowę ze zdziwieniem. a otrzymawszy powtórny rozkaz, wyszła z komnaty.
Królowa zsunęła firanki łóżka, a przez pozostawiony otwór wytknęła głowę, ujmując ręką fałdy firanek pod brodą. Wiedziała ona dobrze, że piękności jej nie zaszkodzi wcale odbłysk czerwonego światła od jaskrawej materyi kolorowej.
Zaledwie zdążyła tak zabezpieczyć wstydliwość swoją, weszła Karolina, a za nią jej kochanek.
Był to przystojny młody człowiek, lat dwadzieścia do dwudziestu dwu mieć mogący, o czole szerokiem i otwartem, o oczach niebieskich, żywych bardzo. Włosy